I po zejściu z dachu, wyjściu przed budynek na chodnik od razu pojawia się tęsknota. Tam na górze, niemalże w chmurach jest lepiej. Wszystko jest „bardziej”, „mocniej” i „intensywniej”, choć przez chwilę.
Trochę zniechęceni, trochę bez pomysłu na siebie weszliśmy do środka. Wybuchła Miłość! Jakże to wielka Miłość była do tego miejsca, gdzie ma się to poczucie, że jednocześnie się je zna, ale jest nam w zasadzie obce.
Pierwszy raz w USA, pierwszy raz w Nowym Jorku, a to oznaczało, że chcemy zobaczyć wszystkie, ale to wszystkie atrakcje, które znaliśmy z amerykańskich filmów
Czas podsumować nasz wypad do Wielkiego Jabłka i przyznać, że w naszej historii był to najdroższy wypad.
Toronto w ogóle nie było planowane. Spodziewaliśmy się wiatru i deszczu, a może nawet i śniegu, ale to właśnie miejsce okazało się dla nas bardzo łaskawe. I sympatyczne. I z efektem wow! I bardziej amerykańskie niż New York?
Po wylądowaniu po zejściu z płyty lotniska, a jeszcze przed pieczątką wbitą w paszport mieliśmy do wyboru napój typowo barbadoski. Rum poncz w wersji alkoholowej, jak i bezalkoholowej rozdawany w niewielkich kubeczkach. Taki przedsmak, słodkie preludium przed tym, z czego Barbados słynie.